--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rud czuł, że słabnie. Jego nogi coraz bardziej bolały od przebytych kilometrów. Nigdy wcześniej tyle nie chodził, zwykle wystarczyło przeskoczyć kilka gałęzi i już znajdował cel. Trochę trudniej było gdy przebywał wśród ludzi. Ta droga wiodła wtedy od lasu do domu i od domu do lasu. Tej drugiej trasy używał o wiele rzadziej. Tylko wtedy gdy musiał. Raz udało im się zaciągnąć go na ich pole uprawne koło domu. Więcej razy tam nie poszedł. Tamta przestrzeń była podobna do tej pustki jednak tam wiedział gdzie musi iść by dotrzeć do swego azylu.
Nie umiał pojąć czemu cały czas idzie, idzie a słońce wcale się nie przesuwa. Gdy wyruszał było w zenicie i nadal znajdowało się dokładnie nad nim. Jakby się z niego śmiało.
Nie umiał pojąć czemu cały czas idzie, idzie a słońce wcale się nie przesuwa. Gdy wyruszał było w zenicie i nadal znajdowało się dokładnie nad nim. Jakby się z niego śmiało.
- Widzę cie - mówiło ironicznie słońce w jego głowie.
Nie mógł pojąć, dlaczego ? Tyle już szedł a tu nawet nie widać żadnych wzniesień, drzew albo choć krzewów. Nic. Szedł coraz wolniej, aż upadł. Obserwując ziemie pustym wzrokiem wziął ją do ręki i przesypał do drugiej wpatrując się w uciekający piach. Gdy przesypał całość do drugiej ręki skupił się na niej. Obserwował w nadziei, że zaraz z tego piachu wyrośnie małe drzewko zmieniające się w coraz większe i większe. Tak się jednak nie działo, patrzył a z każdą minutą coraz bardziej się irytował.
- Piasek, wszędzie piasek !!! Jak ten piach śmie się ze mnie nabijać ! Czemu nie rośnie na nim drzewo ? Gdzie mój las ? -Każde słowo wypowiadał coraz głośniej by ostatnie wykrzyczeć.
Nie zastanawiając się wyrzucił przed siebie piasek i z furią zaczął biec.
- Ja znajdę mój las ! - krzyczał w myślach.
Nagle stanął jak wryty. To co przed nim się pojawiło było spełnieniem jego marzeń, cudem.
- Mój las ! - krzyczał biegnąc do niego - Ten głupi piach musiał mnie posłuchać, wiedziałem, że mi się uda ! Mój las ! Mój las ! Mój las!
Widział krzewy wyrastające ze ściółki rodzące słodkie owoce, miał tylko nadzieje, że to nie były te obrzydliwe. Małe drzewka tak podobne wzrostem do krzewów były całkiem inne. Nie mógł się na nich wspinać, były za cienkie. Patrzył wyżej i zobaczył jego cel. Jego ulubione drzewa, najwyższe, sięgające prawie nieba. Już chciał skoczyć na drzewo, gdy jego las zniknął. Jego źrenice się rozszerzyły. Poczuł dreszcze na ciele.
- Czemu ? Kto każe mi tak cierpieć ! - szeptał starając się uspokoić.
Niezbyt mu to wychodziło, nawet nie wiedział kiedy znalazł się na kolanach. Ne potrafił przestać się trząść. Złączył ręce na kolanach i zaczął się kołysać w przód i tył, powtarzając jak mantrę "dlaczego ?".
Podoba mi się ten rozdział. Uwielbiam opisy uczuć.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział. oby był dłuższy. :)